Leniwie otwieram oczy. Pierwsze co mi się rzuca w oczy to brązowe, kudłate coś leżące na śnieżnobiałej pościeli. Chwila, chwila... moja pościel jest zielona! Rozglądam się po pomieszczeniu i stwierdzam, że to nie jest mój pokój. A jeżeli to nie jest mój pokój, to znaczy, że jestem w jakimś obcym domu... O cholera! Próbuję się podnieść z miejsca, ale okropny ból głowy i brzucha uniemożliwiają mi to. Dopiero po chwili usłyszałam cichy miarowy oddech. Spojrzałam się w ów stronę i znowu napotkałam tą brązową wełnę. Wyciągnęłam do ,,tego czegoś'' dłoń i niepewnie dotknęłam. Miękkie. Chwyciłam to w dłoń i podniosłam powoli do góry. Głośny krzyk wyrwał mi się z ust, po czym odruchowo zakryłam je dłońmi. Szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w chłopaka, który swoimi małymi i spuchniętymi od snu oczami rozglądał się zdezorientowany po pomieszczeniu. Kiedy jego wzrok napotkał moją osobę uśmiechnął się szczęśliwy i wybiegł z pomieszczenia. To był... nie to nie możliwe, a jednak. To był Harry. Przecież mnie zostawił, nie potrzebował, wyrzucił... po co miałby wracać? Drzwi od pokoju lekko się uchylają, a po chwili podbiega do mnie jakiś niski, mężczyzna w kitlu.
-Jak się pani czuje?- spojrzał na mnie oczekująco podnosząc wzrok znad jakiegoś zeszyciku.
-Głowa mnie boli.-odkaszlnęłam słysząc swój chrapliwy głos.- I brzuch.- dopowiedziałam. A więc jestem w szpitalu, tylko dlaczego?
-Pamiętasz co się stało?- na swój lekko zgarbiony nos założył małe okrągłe okulary.
-Ja... nie, nie pamiętam.- chciałam sobie przypomnieć, ale w głowie szalała mi pustka.
Zanotował coś w zeszycie i przyjrzał mi się z uwagą.
- Zemdlała pani.- oznajmił i powrócił do poprzedniej czynności. Zemdlałam. Jakie to dziwne słowo.
-Dlaczego?- spytałam. Dopiero po czasie zorientowałam się, że to pytanie było godne małej dziewczynki, która jest ciekawa każdego skrawka otaczającego ją świata. Tylko, że w tym momencie właśnie tak się czułam.
-Nie mam pojęcia.- wzruszył ramionami.- Pamiętasz jak się nazywasz?
-Veronica Smith.- on mnie ma za jakąś idiotkę, żebym nie pamiętała jak się nazywam?
-No dobrze, za godzinę przyjdzie po panią pielęgniarka i zaprowadzi na badania, niech pani trochę odpocznie.- kiwnęłam głową i ułożyłam się wygodnie na poduszce.- Jeszcze jedno. Przed salą czekają twoi przyjaciele, wpuścić ich? - niechętnie kiwnęłam głową i przymknęłam lekko oczy. Jestem taka zmęczona... ale jednocześnie ciekawa kto mnie odwiedzi. Do pomieszczenia wbiegła piątka chłopaków, w tym ON. Nie wiedziałam jak się zachować w jego towarzystwie. Wolałam jednak zachować spokój.
-Nic ci nie jest? Jak się czujesz? Wszystko ok?- jakiś chłopak o blond włosach podbiegł do mojego łóżka i patrzył na mnie ze szczęściem? Chyba tak.
-Ja cię nie znam.- cofnęłam się trochę od chłopaka i podkuliłam nogi.
-Vici, nie żartuj sobie...- z drugiej strony mojego łóżka podszedł jakiś czarnuszek.
-O co wam do cholery chodzi?! Ja was nie znam! Dajcie mi święty spokój!- wstałam gwałtownie z łóżka, to nie był jednak dobry pomysł. Strasznie zakręciło mi się w głowie i prawie upadłam na podłogę, no właśnie- prawie, bo ktoś mnie złapał. Podnoszę się z jego ramion i spoglądam na jego zaniepokojoną twarz. To ON. Cofnęłam się o krok w tył i ze łzami patrzyłam w jego zielone oczy.
-Jak mogłeś tak łatwo o mnie zapomnieć.- szepnęłam. Nie miałam zamiaru patrzeć na jego twarz. Wybaczyłabym mu, a tego w tej chwili nie chciałam. Wybiegłam z sali i szybkim krokiem przemierzałam kolejne korytarze.
-Gdzie jest to cholerne wyjście.- mruknęłam pod nosem i rozejrzałam się po pomieszczeniu.
-Powinna być teraz pani na badaniach, a nie zwiedzać korytarze.- nie no! To znowu ten doktorek.
-Wiem, tylko... chyba trochę się zgubiłam...- lekko się zarumieniłam.
***
Sama nie wiem jak opisać to wszystko co się we mnie teraz dzieje. Te wszystkie wiadomości przekazane przez lekarza były ostatnią rzeczą, jaką bym się spodziewała.
-Miałabym do pana prośbę.- doktor odwrócił wzrok z powrotem na moją osobę.- Proszę nic nikomu nie mówić. Nie chciałabym żeby mieli przeze mnie problemy.
-Jeżeli sobie pani tego życzy, to oczywiście dotrzymamy tajemnicy. Nie musisz się tym martwić.- uśmiechnął się.
-Dziękuję.- mruknęłam wychodząc szybkim krokiem z gabinetu. Wróciłam niechętnie do pokoju, w którym miałam spędzić jeszcze jakiś czas. Tylko pytanie ile dla tego Shellera to jakiś czas? Kilka dni, tygodni, a może jeszcze dłużej? Oby nie...
Siadam na niezbyt wygodnym szpitalnym łóżku i zaczynam przeglądać swoją szafkę, która stała tuż obok. Za sobą usłyszałam ciche westchnienie, a co mnie tam niech nawet muchę połknie, jakoś mało mnie to obchodzi.
-Może zaczniemy od nowa? Jestem Zayn.- powiedział chyba Mulat, nie wiem nie mam ochoty na nich patrzeć
Chyba nie masz ochoty patrzeć na Niego?
Cicho...
-A ja jestem jakoś mało tym zainteresowana.- nałożyłam na uszy słuchawki, które jakimś cudem udało mi się znaleźć w tym bałaganie. Włączyłam losowe odtwarzanie, a po chwili usłyszałam spokojną melodię, do której dołączył delikatny, męski wokal...
***
Otwieram ciężkie powieki i rozglądam się po białym pomieszczeniu. Musiałam zasnąć, ponieważ nikogo z piątki chłopaków nie było w pokoju. I dobrze. Wstaje z niezbyt dużego, twardego łóżka i wychodzę na korytarz. Na małym, niebieskim krześle tuż przy drzwiach prowadzących do mojej sali siedzi dość wysoki brunet. Spojrzałam na ów osobę jeszcze raz i dostrzegłam te śliczne piwne oczy.
-Max!- wy piszczałam i wręcz rzuciłam się na chłopaka. Mocno wtuliłam twarz w jego tors i zaciągnęłam się jego zapachem. Uwielbiam te perfumy. Na początku był trochę niepewny i jakby trochę spięty, ale po paru sekundach przyciągnął mnie jeszcze bliżej siebie zamykając w żelaznym uścisku. Tego było mi trzeba. Potrzebowałam JEGO.
_________________________________________________________________________________
Bardzo krótki, wprowadzający do następnego rozdziału. Takie moje krótkie podsumowanie :)
A tak z zupełnie innej beczki. Oglądam rano (czyt. po 10) ,,American Got Talent'', a prowadzący zapowiada, że w tym odcinku gościnnie One Direction. Jak to ja wielki uśmiech na twarzy i bliska zawału czekam niecierpliwie na koniec eliminacji i czas ich występu. Moja mama oczywiście - jak to ona w czasie kiedy ja się napalam (bez skojarzeń) na ich występ zaczęła się ze mnie śmiać, oczywiście nie zwracając uwagi na jej komentarze słuchałam ,,Best Song Ever'' podśpiewując pod nosem kolejne wersy. Najlepsza była mina Louisa i Nialla kiedy pod koniec Zayn zbyt wysoko zaśpiewał końcówkę, a oni nie mogli wytrzymać ze śmiechu.
Dobra wracamy do rzeczywistości. Następny rozdział miałam już w dużej mierze napisany, ale uznałam, że jest nudny, do niczego i nic się w nim nie dzieje więc wyrwałam te parę kartek z zeszytu i zaczęłam wszystko od początku, ale całe szczęście ostatnio bardzo ciągnie mnie do pisania więc rozdział już niedługo i na pewno będzie dłuższy niż ten.
Miłego czekania ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz