poniedziałek, 21 lipca 2014

7. ,,Nie pozwól mi upaść''

Czy czuliście się kiedyś tak, że baliście się nadchodzącego dnia choć tak naprawdę nie wiedzieliście co was czeka? Mam tak od kilku dni. Nie mam pojęcia dlaczego, ale nie chce żeby ten weekend się zaczynał. Niestety, szczęście się do mnie nie uśmiecha. Zawsze uwielbiałam soboty, ale dziś przez tą cholerną kobiecą intuicję chce aby już się skończyła. Siedziałam tak jeszcze może z pięć minut i ruszyłam wolnym krokiem do wyjścia. Niechętnie otworzyłam drzwi i leniwym krokiem schodziłam po schodach co jakiś czas ziewając przeciągle. Od strony drzwi wejściowych usłyszałam jak ktoś mnie woła. Odwróciłam wzrok w ów stronę i doznałam szoku. CO.ON.TUTAJ.ROBI?!
Mój wewnętrzny głos krzyczał na mnie. ,,To twoja wina! Dlaczego nie posłuchałaś tej głupiej intuicji?! Teraz siedziałabyś w pokoju i nie miała byś problemów, a on nie wiedział by, że tutaj jesteś. Ale ty nie, bo po co?'' Ugh, zamknij się. Pobiegłam szybko do 'swojego' pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i skuliłam się w kącie.

* Perspektywa Liama *

Usłyszałem dzwonek do drzwi.
-Liam, otwórz!- z salonu dobiegły mnie krzyki przyjaciół.
-A co? Wam dupy do sofy przyrosły, czy co?- mruknąłem odstawiając swój kubek z herbatą i skierowałem się do drzwi.
-Mogę w czymś pomóc?- spytałem na powitanie.
-Hej, ja do Victorii, jest?- spytał.
-A ty jesteś...- posłałem mu niepewne spojrzenie.
-O przepraszam. Gorg, chłopak Victorii.- uśmiechnął się przyjaźnie.- O cześć mała.- spojrzał przez moje ramie, na co od razu się odwróciłem napotykając zaspaną dziewczynę. Kiedy zobaczyła chłopaka jej oczy rozszerzyły się do granic możliwości i uciekła z powrotem do pokoju. Odwróciłem z powrotem wzrok na gościa posyłając mu pełne niezrozumienia spojrzenie.
-Wy nic nie wiecie.- bardziej stwierdził niż spytał.- Vici, ona jest... była, zresztą sam już nie wiem... prostytutką.- szepnął, a ja nie dowierzałem, jak to ona?- Próbowałem ją z tego wyciągnąć, ale ona nie mogła przestać. Chciałem być cały czas koło niej, ale musiałem wyjechać za miasto, teraz jest pewnie na mnie zła.- posłał mi pełne smutku spojrzenie.- Mógłbym z nią porozmawiać?- dodał po krótkiej chwili.
-Tak, wejdź...-powiedziałem jeszcze z dużym szokiem.

Perspektywa Victorii *

Siedziałam w kącie pokoju przyciskając kolana mocno do brzucha, a z oczu leciały mi pojedyncze łzy. Hałas na korytarzu mówił tylko jedno- ktoś tutaj idzie. Zadowolona z zatrzaśniętych drzwi obserwowałam ruszającą się klamkę.
-Victoria otwórz...- ten głos, zadrżałam.- proszę, porozmawiajmy. Kochanie?- spytał łagodnie. Gwałtownie wstałam z miejsca wściekła podchodząc do drzwi i je otwierając.
-Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj, rozumiesz?!- wrzasnęłam.- Nie masz prawa, nie masz prawa od tych trzech pieprzonych miesięcy, które musiałam przesiadywać w tym gównie!- krzyknęłam.- Za Lily! Za co? Dlaczego?- łkałam i biłam go po klatce piersiowej.
-Zamknij się rozumiesz?- szepnął mi do ucha.- Albo spotka cię to samo co twoją kochaną Lil.
-No to na co jeszcze czekasz kurwa?! Dalej! Tu i teraz!- szczerze? Chciałam żeby to zrobił, miałam już dość wszystkiego. Chwycił mnie za ramie i spojrzał wściekle prosto w oczy.
-Jeszcze raz mi uciekniesz, a twoje życzenie się spełni.- szepnął.- A teraz się pakuj i jazda do wozu, a powiedz tylko temu chłoptasiowi prawdę, a on jak i jego kumple...-przejechał palcem po szyi.- kaput.- otworzył szeroko oczy po czym jak gdyby nigdy nic wyszedł z pokoju. Zrobi coś chłopakom... O Boże! Tylko nie to! Wyjęłam z pod łóżka walizkę i zaczęłam wrzucać do niej wszystkie swoje rzeczy. W trakcie zapinania torby usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Przestraszona dopięłam suwak i uchyliłam niepewnie drzwi. Widząc zmartwione twarze przyjaciół uśmiechnęłam się delikatnie.
-Vici, o co tutaj chodzi? Jaka Lily? Dlaczego on chce coś ci zrobić?- Louis zaczął sypać pytaniami, a ja nie wiedziałam co im powiedzieć.
-Za dużo pytań Lou.- powiedziałam szybko odwracając wzrok od całej piątki.
-Spójrz na mnie.- usłyszałam cichy głos Nialla. Chwycił delikatnie mój podbródek i podniósł go zmuszając mnie do spojrzenia mu prosto w jego niebieskie oczy.
-Martwimy się o ciebie po prostu mała.- usłyszałam za sobą opanowany głos Zayna.
-Dziękuję i nie zapomnę wam tego do końca życia, ale ta cała sytuacja jest zbyt skomplikowana.- posłałam im przepraszające spojrzenie.
-To nam to wytłumacz.- poprosił Louis siadając na łóżku. Westchnęłam cicho. Próbowałam ogarnąć wszystkie myśli w głowie co nie było takim łatwym zadaniem.
-Najpierw sama musiałabym to zrozumieć.- odparłam zgodnie z prawdą.
-Skarbie, choć już.- w gardle stanęła mi ogromnych wielkości gula, a w oczach zebrały się łzy. Moim ciałem ogarnęły nieprzyjemne drgawki, a przed oczami nastała ciemność. Czy ja oślepłam? Słyszałam pojedyncze wyrazy, które nie chciały złożyć się w spólną całość. Ktoś potrząsnął moim ciałem, ale to mnie już nie obchodziło, byłam gdzieś indziej. W miejscu gdzie pierwszy raz byłam szczęśliwa po śmierci rodziców.

Do moich uszu doszedł cichy dźwięk pukania. 
-Proszę.- powiedziałam ledwo słyszalnie. Drzwi lekko się uchyliły, a do pomieszczenia wszedł blondyn o miodowych oczach. Uśmiechnął się do mnie delikatnie. Nie odwzajemniłam tego gestu, nie potrafiłam już.
-Cześć, jestem Max, a ty?- usiadł na skraju łóżka, na co jeszcze bardziej się skuliłam.
-Co tutaj robisz?- zignorowałam jego pytanie. 
-Jestem synem Ann.- podniosłam na niego swój wzrok. Uśmiechnęłam się smutno i jeszcze bardziej wtuliłam w poduszkę.
-Przyniosłem ci coś do jedzenia, ponoć lubisz sałatki. Przyniosłem ci owocową może polubisz.- zaczął wyjmować jakieś pudełka z torby, której wcześniej nie zauważyłam.
-Już nie lubię.- odparłam niezbyt miło i zamknęłam oczy. Mama je lubiła...
-To może przynieść ci coś innego? W stołówce jest duży wybór, powiedz co chcesz, a zaraz ci przyniosę.- mówił jak nakręcony. 
-Chce żebyście przestali udawać, że wam na mnie zależy.- powiedziałam cicho wciąż nie otwierając oczu.- Nie lubię kłamstwa i Anna dobrze o tym wie, ale wciąż to robi.- wymruczałam w poduszkę.
-Naprawdę jesteś dla niej ważna, w domu ciągle o tobie opowiada.- odparł.
-Nie.- powiedziałam szybko, a na potwierdzenie swoich słów pokręciłam energicznie głową.- To jest litość, a ja jej nie potrzebuję.- odwróciłam się na drugi bok dając chłopakowi do zrozumienia, że rozmowa jest już skończona. Za plecami usłyszałam ciche westchnienie po czym on wyszedł zostawiając mnie samą w pokoju.

* Następnego dnia *

-Cześć bezimienna.- do mojego pokoju wtargnął wysoki brunet. Uciekłam na moje łóżko podkulając pod siebie nogi. Ze strachem przypatrywałam się poczynaniom chłopaka. Nic nie robił, po prostu stał i się na mnie gapił. 
-Nie patrz się tak na mnie.- szepnęłam i odwróciłam od niego wzrok. 
-Jestem Gorg, kolega Maxa. Znasz go już?- pokiwałam niechętnie głową.- On nie mógł dzisiaj przyjść. Poprosił mnie żebym go zastąpił.- wypuścił powietrze ze świstem.- Kurde no.- podniósł lekko głos na co podskoczyłam ze strachu. Spojrzałam w jego stronę. Chłopak wpatrywał się w swój telefon z wyraźnym niezadowoleniem.- A już cię polubiłem.- wymamrotał niewyraźnie pod nosem.- Jesteś jedyną dziewczyną co wciąż nie gada i mam cię zostawić? Mogę sobie zrobić chociaż z tobą zdjęcie? Chcę mieć na pamiątkę, że taka osoba istnieje.- zagryzłam dolną wargę. Pokiwałam ledwo zauważalnie głową na 'tak'. Gorg przysiadł się koło mnie i delikatnie objął mnie ramieniem. Wyciągnął rękę z telefonem i po chwili było słychać charakterystyczny dźwięk migawki aparatu.
-Ślicznie wyszłaś. Spójrz.- pokazał mi zdjęcie.
-Kłamać to ty umiesz.- przyglądałam się swojej bladej twarzy i podkrążonym oczom.- Wyglądam jak zombie. Jak nie gorzej.- dotknęłam opuszkami palców swojego policzka i pokręciłam z politowaniem głową.
-Jesteś po prostu wymęczona i musisz coś zjeść. Choć.- wstał gwałtownie i wyciągnął w moją stronę rękę. Niepewnie chwyciłam jego dłoń i wstałam z wygodnego łóżka.

     ~*~

Nadal nie wiem po co mnie tutaj zabrał, ale po tym jak poczułam te wszystkie niesamowite zapachy miałam ochotę dziękować mu na kolanach. Usiadłam przy jednym ze stolików i przyglądałam się pomieszczeniu. Beżowe ściany, jasne panele i dużo okien. Usadowiłam się wygodniej na krześle i spojrzałam w stronę lady gdzie stał brunet. Odwróciłam od niego wzrok na swoje splecione palce. Dlaczego on mi pomaga, przecież mógłby mnie ignorować tak jak większość tutaj. Westchnęłam cicho. Usłyszałam głośny stukot obcasów. 
-Cześć mała szmato.- do moich uszu dobiegł przesłodzony głos Loren. 
-Dziwka się odzywa.- bąknęłam sama do siebie, ale najwyraźniej usłyszała bo podeszła bliżej mnie i przyłożyła swój palec do mojego policzka wbijając w niego swój długi pomalowany na oczojebny róż paznokieć.
-Jak mnie nazwałaś?- powiedziała z wściekłością.- Kurwa pytam się o coś!- wrzasnęła tak głośno, że kilkanaście par oczu przebywających w tym pomieszczeniu posłało mi współczujące spojrzenie.
-Och Loren nie wiedziałam, że masz takie problemy ze słuchem, trzeba by było coś z tym zrobić, nie sądzisz?- uśmiechnęłam się słodko i zamrugałam kilkakrotnie powiekami żeby dodać lepszego efektu. Nigdy nie potrafiła ukrywać emocji, była wściekła i to tak na maksa. Z satysfakcją wstałam od stołu i podeszłam do stojącego niedaleko Gorga. Przyglądał mi się z wyraźnym podziwem.
-Wow. To było...wow.- zrobił wielkie oczy.
-Twój zasób słownictwa mnie onieśmiela.- odebrałam od niego moją porcję kurczaka z warzywami i usadowiłam swoje zacne cztery litery na krześle stojącym nieopodal. Zjadłam szybko swoją porcję i oddałam talerz kucharce. Nie zastanawiając się gdzie wywiało mojego towarzysza wróciłam do swojego pokoju. Podeszłam do małej półki i z pomiędzy książek wygrzebałam starannie zapakowaną kopertę. Ostrożnie ją otworzyłam i siadając na rogu łóżka zagłębiłam się w czytaniu.

                                                                                                          Londyn, 18.07.2010 r.
Droga Victorio!

Cześć! Mam nadzieję, że dajesz sobie radę. Sama nie wiem do końca co chcę ci napisać w tym liście, ale obiecałam, że będę do ciebie pisać raz w tygodniu i tej obietnicy dotrzymam. 
Harry wziął udział w xFactorze i wiesz co? Przeszedł dalej! Nawet nie wiesz jak bardzo jestem z niego dumna! Jest jeden, chyba duży problem...  cały czas o ciebie wypytuje. Polubił cię. Bardzo. Chciał nawet ostatnio do ciebie przyjść, ale nie wiem czy to jest dobry pomysł. 
Ale dość o Harrym! Mi przecież ciebie też brakuje... Tyle razy chciałam ciebie z tam tond zabrać. Dobrze jednak wiesz jaką mam teraz sytuację. 
Ostatnio był u mnie. Nie zgodziłam się żeby wrócił. Za dużo mnie to kosztowało i wystarczająco dużo jak na swój wiek przeszedł mój brat. Nie chce narażać go znowu na jego towarzystwo. 
Za trzy dni kolejny występ Harrego. Mam nadzieję, że przejdzie. Dobrze wiesz jak bardzo jest zdolny. Nie wiem po kim ma zdolności wokalne, bo na pewno nie po mnie. Może od kogoś z dalszej rodziny? Nieważne. 
Tęsknie bardzo, bardzo mocno.

                                                                                                                     Buziaki

                                                                                                                                            Gemma Styles

Uśmiechnęłam się na samą myśl o przyjaciółce. 
Schowałam kartkę z powrotem do koperty i włożyłam do małej szafki przy łóżku. Przez dłuższy czas zastanawiałam się co ze sobą począć aż doszłam do wniosku, że wypadało by odpisać przyjaciółce. Przeszukałam cały pokój w poszukiwaniu jakiejś kartki. Na marne. Wypuściłam powietrze ze świstem układając w głowie plan przedostania się do pokoju pani Ann. Niechętnie nacisnęłam klamkę, ale natychmiastowo ją puściłam. Stałam przed drzwiami i wlepiałam w nie swój przenikliwy wzrok. Raz kozi śmierć. Zdecydowanym ruchem ręki otworzyłam duży prostokąt, który był jedyną przeszkodą przed znalezieniem się na korytarzu. Stawiając ostrożnie kroki i starając się ignorować ciekawskie spojrzenia dotarłam w końcu pod białe, oszklone drzwi. Delikatnie zapukałam i czekałam aż ktoś mi otworzy. Po chwili przede mną stał wysoki blondyn. Super. Jak on miał? Matt, nie. Max!
-O cześć!- uśmiechnął się radośnie.
-Um... hej.- mruknęłam nie odwzajemniając jego entuzjazmu.- Przyszłam do Ann. Jest?- włożyłam ręce do moich czarnych rurek. Chłopak pokiwał tylko głową i wpuścił mnie do środka.
-Cześć skarbie!- do moich uszu dobiegł radosny głos, a zaraz zza drzwi prowadzących zapewne do jednej z sypialni wyłoniła się drobna, niska czterdziestoletnia kobieta. Jej twarz jak zwykle gościł szeroki uśmiech, a w oczach migotały wesołe ogniki.- Jak się cieszę, że w końcu wyłoniłaś się z tego swojego lokum. Już myślałam, że spędzisz tam resztę swojego życia. Ale dobrze, dobrze. Jesteś jeszcze młodziutka. No, ale ja tutaj gadam i gadam, a pewnie masz ciekawsze rzeczy do roboty. Mów mi co chciałaś dziecko.- uśmiechnęła się serdecznie.
-Ja tylko jakąś kartkę chciałam.- wydukałam.
-Kartkę? A na co ci kartka dziecko? Chyba, że zamierzasz pisać list miłosny do ukochanego. Och! To już zupełnie inna sprawa.- zachichotałam cicho pod nosem i pokręciłam głową z niedowierzania. 
-Nie pani Ann. Chciałam napisać list, ale do przyjaciółki. Muszę w nim pogratulować występu Harrego w xFactorze.- tak. Często opowiadałam tej kobiecie o Gemmie, Harrym, no i oczywiście o Kubie. Godzinami mogłam wspominać o naszych głupich pomysłach, które później kończyły się dwutygodniowym szlabanem. Jednak zawsze było warto.
-Było tak od razu!  Wiesz, z twoich opowieści wnioskuje, że byliście sobie z Harrym bardzo bliscy. Nie zdziwiła bym się gdybyś za jakiś czas przyszła do mnie i osobiście przedstawiła swojego chłoptasia.- zaszczebiotała. 
-Nie Ann to tylko przyjaciel. Wątpię żeby było między nami coś więcej. Zwłaszcza, że dawno go już nie widziałam. Zresztą Gemma też tutaj dawno nie zaglądała, no ale nie dziwię jej się. Ostatnio ma dużo na głowie. Zresztą, nieważne.- sprostowałam.
-Zaproś ich.- odparła stanowczo.- W przyszły wtorek są dni odwiedzin. Ty się ucieszysz jak oni przyjdą, a i ja w końcu będę mogła poznać tego twojego Harrego.- zachichotałam pod nosem posyłając kobiecie ciepły uśmiech. Ona czasami potrafi być naprawdę niemożliwa. Odebrałam od niej plik kartek i wyszłam z pomieszczenia kierując się do swojego pokoju. Na odchodne mówiąc zwykłe ,,Pa''. 

* Kilka dni później w domu Gemmy i Harrego *

-Gemma! List do ciebie!- wysoki brunet wkroczył do salonu i wręczył siostrze pocztę.

-Dzięki.- posłała mu wesoły uśmiech i wzięła się za otwieranie.- Co to może być...- wymruczała pod nosem i wyjęła białą kartkę.- Droga Gemmo!- przeczytała na głos nagłówek.- Wow, jak oficjalnie.- zachichotała.
-Dalej czytaj.-zniecierpliwiony loczek usiadł na oparciu fotela i przybliżył głowę do kartki chcąc jak najwięcej zobaczyć.
-Ok, ok.- odsunęła list od Harrego.- Cieszę się, że napisałaś. Nawet nie masz pojęcia jak tutaj jest nudno! Niby jest tu wiele osób z którymi mogłabym się poznać, ale po co? Nieważne... Długo myślałam czy zrobię dobrze pisząc to. Raz kozi śmierć. W sobotę są takie jakby ''dni otwarte'' jeżeli mielibyście ochotę, przyjedźcie. Wszystko zaczyna się od dziewiątej rano, ale proszę. Nie przychodźcie tak wcześnie. Twoja Veronica. Ps. Pozdrów Hazze.- po przeczytaniu nastała cisza. Nikt nie wiedział co zrobić, z jednej strony cieszyli się, że będą mogli zobaczyć się z przyjaciółką, z drugiej mieli mnóstwo pytań i zero odpowiedzi.

* Sobota. W domu dziecka. *

Ciche pukanie rozniosło się po pokoju. Nosz cholera!
-Dajcie mi wszyscy święty spokój!- zaszlochałam w poduszkę.
-Veronica wpuść mnie. Proszę...- jeszcze tego tu brakowało.
-Nigdzie nie idę!- zaprotestowałam od razu po otwarciu drzwi. 
-Przecież ci nie każe.- wzruszył ramionami i usiadł na łóżku.
-To po co przyszedłeś?
-Chciałem... chciałem powiedzieć ci cześć.- uśmiechnął się.
-Aha to... cześć.- dobra, nie wiem o co mu chodzi, ale wiem jedno. Jest mi strasznie niezręcznie.
-Płakałaś?- czemu on się tak patrzy? Ja się chyba boję...
-Może.- otarłam strużkę słonej cieczy z mojej twarzy i uśmiechnęłam się do chłopaka. Odwzajemnił ten geścik, a mi się zrobiło tak jakoś miło.
-To nie rób tego więcej. O wiele ładniej wyglądasz kiedy się uśmiechasz.- dobra, takie teksty to nie do mnie! 
-A tak zmieniając temat, widziałeś może gdzieś taką dość wysoką dziewczynę, takie coś typu rude włosy i chłopaka, który... ma kręcone włosy!- ja mistrzyni opisywania.
-Wiesz... dość dużo tutaj takich kolesi, ale niedawno widziałem tutaj taką dziewczynę. Była gdzieś koło stołówki.- wyjaśnił szybko.
-Dziękuję!- wręcz krzyknęłam podnosząc się z szybkością światła z łóżka i obdarowując chłopaka buziakiem w policzek.- Pa Max!- wychyliłam się zza drzwi przypominając sobie o chłopaku wciąż siedzącym w moim pokoju. 
Biegłam ile sił w nogach modląc się w duchu żeby dziewczyna była gdzieś w pobliżu stołówki. Co chwilę kogoś potrącałam krzycząc za sobą wyłącznie ''przepraszam''. Kiedy w końcu dotarłam w upragnione miejsce okazało się, że rudowłosej nigdzie nie ma. Myśląc, że poniosłam klęskę wolnym krokiem zmierzałam z powrotem do swojego pokoju. 
Jak ja mogłam być aż taka głupia? Komu by się chciało jechać tutaj tyle czasu, żeby się ze mną spotkać? Prawda jest taka, że nikomu. Nie byłam warta tego żeby ktoś marnował na mnie tyle czasu. Westchnęłam cichutko pod nosem i otworzyłam już tak dobrze znane mi drzwi. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zobaczyłam postać siedzącą na małym drewnianym taboreciku, który zazwyczaj jest stosowany jako mały stolik na herbatę lub książkę.
-Czego chcesz?!- warknęłam do postaci. 
-Może tak na początku dzień dobry?- uśmiechnął się łobuzersko. Podeszłam bliżej chłopaka i spojrzałam prosto w jego niebieskie oczy. Kiedyś dała bym wszystko, żebym mogła się w nie wpatrywać. Uwielbiałam ten stan kiedy traciłam poczucie czasu. Nadal by tak było, ale jak to się mówi: ,,było i minęło''. 
-Wolę nie.- rzuciłam w jego stronę wściekłe spojrzenie. Zdenerwowana zaczęłam krążyć po pokoju próbując to wszystko ogarnąć.
-Przestań.- mruknął.- Zaraz mi się w głowie zacznie kręcić.- zaśmiał się jakby powiedział nie wiadomo jak świetny dowcip. 
-Może stracił byś przytomność i ze spokojem mogłabym zrzucić cię z okna.- z nadzieją spojrzałam na podwórko, które znajdowało się dwa piętra niżej. 
-Ha ha.- jego sarkastyczny ton jeszcze bardziej mnie rozzłościł, ale nie miałam już siły, a tym bardziej ochoty żeby się z nim sprzeczać.
-Po co tutaj przyjechałeś?- zacisnęłam dłonie w pięści próbując rozładować złość.
-Pogadać.- jego wyraz twarzy momentalnie spoważniał. Jego oczy pociemniały i wywiercały we mnie ogromną dziurą. Coś się dzieje...
-Już do tego nie wracam.- powiedziałam stanowczo i usiadłam na krześle pod oknem wpatrując się w chłopaka. O nie mój drogi. Ja też potrafię stawiać na swoim.
-Cholera Veronica!-  wstał gwałtownie kopiąc przy okazji taboret, który z hukiem odbił się od ściany i już ze złamaną nogą wylądował na podłodze. Szkoda, lubiłam go...
-Nie krzycz.- powiedziałam spokojnie.- Nie jesteśmy tutaj sami. Chyba nie chcesz żeby ktoś tutaj przyszedł.
-I tak wiem, że TO masz.- syknął po czym wyszedł wściekły z pomieszczenia. 
-Vici...- spojrzałam na zmartwionego chłopaka stojącego w progu.- Wszystko dobrze?- tak, a oczy to mi się pocą. Wstałam z krzesła ocierając wilgotne policzki i podchodząc do chłopaka. Wtuliłam się delikatnie w jego ciało. Jego dłoń delikatnie wplątywała mi się w włosy, a on raz po raz szeptał mi ciche ,,wszystko będzie dobrze''.
-Max...-wyszeptałam.
-Słucham cię Vici.- odsunął się ode mnie delikatnie.
-Nie pozwól mi upaść...

Tydzień po tygodniu Michigen udowadniał mi, że mogę mu zaufać. Pewnego dnia przyszedł do mnie, był wyraźnie zdenerwowany...
-Cześć Max, stało się coś?- spojrzałam na zmartwioną twarz przyjaciela.
-Nie...- podszedł do mnie i złożył na policzku delikatny pocałunek. No tak, jakby mogło się odbyć bez jego standardowego 'dzień dobry'.
-Jedziesz dzisiaj do miasta?- posłałam mu ciepły uśmiech i próbowałam odłożyć trzymaną przeze mnie książkę na półkę.
-Nawet o tym jeszcze nie myślałem, a co? Chciałaś coś?- usiadł na jeszcze nie posłanym łóżku i przyglądał się moim zmaganiom. Dlaczego ta półka jest tak wysoko? A może prędzej, dlaczego ja jestem taka niska?- Daj pomogę ci.-  podszedł do mnie i stojąc za mną wyjął z mojej ręki lekturę i odłożył na 'jej miejsce'.
-Dziękuję.- odwróciłam się w jego stronę, a widząc jak blisko mnie stoi oblałam się soczystym rumieńcem. Ominęłam chłopaka i usiadłam na krześle, a Max chichotając pod nosem wrócił na swoje poprzednie miejsce.- I z czego rechoczesz?- rzuciłam w jego stronę poduszką, która trafiła prosto w jego głowę. Widząc jego minę wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
-Dobra.- powiedziałam po tym jak udało mi się już trochę opanować.- Chciałam jechać do miasta i coś kupić, no i dawno już mnie tam nie było niech sobie ludzie przypomną jak wyglądam.- zaśmiałam się.
-To cię podwiozę. Bądź gotowa za pół godziny.- puścił mi oczko i wyszedł z pokoju.

Będąc gotowa już po dziesięciu minutach nie miałam pojęcia co zrobić z pozostałymi dwudziestoma. Krążąc po pokoju w moich dżinsowych krótkich spodenkach i białej zwiewnej bluzce wpakowałam do małej, beżowej torebki trzy listy. Miałam je już dawno wysłać, ale nie miałam do tego chęci, ani czasu.
-Mogłaś mnie zawołać, a nie stoisz tak sama w pokoju.- podskoczyłam ze strachu odwracając się twarzą do przyjaciela.
-Weź tak ludzi nie strasz.- zaśmiałam się i chwyciłam wyciągniętą dłoń chłopaka.







Od tygodnia ja i Max, Max i ja. Teraz tak można o nas mówić. Nie czuję się jakoś szczególnie... jest tak samo, może tylko On dał mi trochę lekkości i już się na dem nom nie wyżywa. Może trochę bardziej kolorowo? Nie, to na pewno nie... Bóg aż tak bardzo nie jest dla mnie łaskawy... 
Listy... od dawna nie dostałam ani jednego... zapomniała o mnie? Zapomniała o obietnicy...
Harry... ma nowych przyjaciół... już mnie nie potrzebuje... śpiewa, ślicznie śpiewa... jestem z niego dumna, szkoda, że nie mogę mu tego powiedzieć wprost...
Zaufanie... darzę nim tylko jedną osobę. Max...







Dzisiaj podjęłam ważną decyzję. Wyprowadzam się. Pani Ann chyba ze sto razy pytała czy jestem pewna tej decyzji. Nie wiem... Niczego w życiu nie jesteśmy pewni, ale ufam Max'owi i chcę zaryzykować. Chcę to zrobić dla niego...







Dwa tygodnie... mało... niby jest lepiej, ale nie dobrze... Chłopak jest moim wsparciem pomaga mi... Czegoś mi jednak brakuje... Może to Harry... może Gemma... albo po prostu świadomość, że nie dostaję już listów... dzięki nim czułam się ważna, potrzebna... wiedziałam, że mam kogoś kto jest w stanie zrobić dla mnie wszystko... Teraz jestem sama... nie żeby Max i ja, ja i Max się skończyło... Po prostu tego nie czuję... już mu tak nie ufam. Próbowałam, chciałam to zmienić... nie mogę... 







Znowu krzyk, stłuczone szkło i zniszczone meble, przecież tylko wyszłam po kawę... Spojrzałam na zakrwawioną rękę, boli... usiadłam w kąciku kuchni i zaczęłam cicho płakać... chciałam od niego uciec, uwolnić się, nie mogłam... był jak narkotyk, a najgorsze było to, że go kocham...
-Znowu ryczysz?- ostatnie słowa, więcej nie pamiętam...








Ciemność, przerażająca, ale jednocześnie uspokaja... 
Cisza, niepokojąca, ale koi...
I nagle szum, coś się przewraca, a ja przerażona... zwijam się w kłębek i czekam... ale na co? Nie wiem... ''Uważaj'' kobiecy szept jest blisko, za blisko... pisk strachu wyrywa mi się nie chciany...
''Jestem Lily'' znowu ten głos... ''Proszę, nie krzycz, głowa mi pęka całą noc nie spałam'' śmieje się jakby ze smutkiem, ale czy można się smutno śmiać? 
''Co tutaj robisz?'' teraz ja szepczę, niech będzie cisza, to uspokaja
''Sama się nie długo dowiesz... ''
_________________________________________________________________________________


Co mam tu powiedzieć... może na początku dziękuję i przepraszam. Potrzebowałam tej przerwy i to bardzo. 
Jestem też na siebie cholernie zła, bo wiele razy mówiłam sobie ''weź się w garść i napisz coś w reszcie'', ale kiedy kładłam ręce na klawiaturze wszystkie pomysły na dalsze losy pryskały jak bańka mydlana. 
Ten rozdział chciałam już wstawić w sobotę, ale miałam niespodziewany weekendowy wyjazd na biwak więc plany się trochę pokomplikowały.
Co do rozdziału... nie jest taki jaki bym chciała, ale ocenę pozostawiam wam.
Chcę wam również podziękować za to, że odwiedzaliście mojego bloga mimo, że nie dodawałam żadnego nowego wpisu.
To będzie już wszystko, nie chcę, żebyście się zanudzili. Następny rozdział mam już napisany więc możecie się go spodziewać w każdej chwili, a teraz przepraszam. Idę szukać chusteczek i będę oglądać romansidła.
Do zobaczenia! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz