Przetarłem leniwie oczy i wstałem z wygodnego łóżka. Podszedłem do szafy. Wyciągnąłem z niej jakieś dresy i T-shirt. Wszedłem do łazienki i przebrałem się szybko. Wyszedłem z pokoju i skierowałem się w stronę kuchni z zamiarem zrobienia sobie śniadania. Do miski wsypałem płatki, które zalałem mlekiem. Ruszyłem w stronę salonu, gdzie usiadłem na sofie. Włączyłem jakiś głupi program w telewizji i konsumowałem jedzenie.
* Perspektywa Harrego *
Ze snu wyrwał mnie głośny dźwięk budzika. Zacząłem szukać ręką po stoliku nocnym nadal nie otwierając oczu, aż w końcu udało mi się wyłączyć to przekleństwo. Odwróciłem się na drugi bok i próbowałem wrócić do przerwanego snu.
* Perspektywa Zayna *
Z wciąż zamkniętymi oczami wszedłem do łazienki i wziąłem szybki prysznic. Na pralce znalazłem jakieś dresy, które założyłem i zszedłem na dół gdzie siedział już Liam.
-Hej.- brunet odwrócił się w moją stronę i posłał mi przyjazny uśmiech.
-Cześć Zayn.- do buzi wpakował kolejną porcję płatków, a ja się dziwiłem jak ten człowiek może to jeść widelcem? Poszedłem do kuchni gdzie zrobiłem sobie tosty i zaparzyłem kawy. Dosiadłem się do Liama i zacząłem oglądać jakiś program w TV.
* Perspektywa Nialla *
Niezadowolony otworzyłem oczy i spojrzałem na zegarek. Była 10.15.
-Pora wstawać Niall.- powiedziałem sam do siebie. Założyłem na siebie dżinsy i białą bluzkę po czym zszedłem na dół do kuchni gdzie zaparzyłem sobie herbaty i zrobiłem kanapki, po czym dołączyłem do siedzących w salonie chłopaków.
* Perspektywa Louisa *
Do moich uszu dotarła jakaś melodyjka. Założyłem na głowę poduszkę i próbowałem spać dalej, niestety nie było mi to dane. Dźwięk się nasilał. Z szafki chwyciłem telefon i widząc kto do mnie dzwoni uśmiech sam wkradł mi się na usta.
-Tak mamo?
* Perspektywa Victorii *
Otworzyłam niechętnie oczy. Do mojej głowy od razu uderzyła fala wspomnień z wczorajszego dnia. Po policzku spłynęła mi łza. Potrząsnęłam szybko głową żeby wyrzucić z niej negatywne myśli. Zeszłam z łóżka i poszłam do łazienki po drodze wyciągając z szafy ciuchy. Zrobiłam poranną toaletę, przebrałam się i zeszłam na dół. Nie miałam jednak ochoty gadać na razie z nikim. Więc skierowałam się w stronę mini studio nagraniowego. W głowie cały czas plątał mi się tekst piosenki, którą kiedyś sama wymyśliłam, niestety nie było okazji nikomu jej zaprezentować, może to i dobrze, przynajmniej nie będę zdana na pośmiewisko. Przybliżyłam się do gitary i ostrożnie zdjęłam ją ze stojaka. Zaczęłam wygrywać pierwsze akordy, a po chwili słowa same wypłynęły mi z ust.
Strach - paraliżuje łez więcej jak deszczu,gdy
Ty - tak stoisz sam bezsilny w miejscu.
Świat - cały Twój świat nie ma sensu,
gdy brak, kogoś kto żyję w pamięci w sercu.
Chwila sprawia że zaciśnięte usta drżą bo,
to czego doświadczasz nie doznałeś nigdy dotąd,
chcesz zasnąć, się nie zbudzić, bo nie ma po co
albo podciąć żyły, i wyskoczyć przez okno.
Tylko dokąd? I dlaczego tak łatwo się poddać
skoro każdy problem na pewno przecież da się rozwiązać.
Pokonać, twardo stanąć na nogach,
iść drogą która czasem bywa tak słona,
stanąć ponad, stan który łamie stawić czoła,
ludziom którzy tak na prawdę nic wiedza o nas,
zobacz, emocje żyją w nas wszystkich,
posłuchaj, co mówią - posłuchaj, usłyszysz.
Szept ciszy , dziś tylko ja i Ty.
Zaklęta bariera smutku przyjaciel znów milczy.
Ty wierzysz, że i tak przecież dobrze będzie,
że po burzliwej nocy Słonce i tak wzejdzie.
Chodź pewnie - minie kilka nocy na pewno,
nieprzespanych, bezsennych nocy wiem to
w zdjęciach będziesz szukał, dnia wczorajszego
w zdjęciach będziesz szukał, odpowiedzi dlaczego!
To jeszcze nie koniec , tak łatwo się nie poddawaj.
To jeszcze nie koniec życie toczy się nadal,
każdy dramat nawet najmniejszy odbija się na nas,
ale to jeszcze nie koniec - weź się w garść i wstawaj.
Śmierć nie jest wyjściem, wiara daje wyjście
Życie jak witraż z wielu części składa się tak myślę,
trzeba przetrwać, nawet myślami pamiętaj!
Nie schodzić na tą drogę która prowadzi na cmentarz.
Życie!! krótkie tak kruche jak wafle
jak powieki które podczas burzy drżą, delikatne.
Ja czasem na prawdę gdy nie mogę spać
od tak się martwię, przez nasz dziwny - świat.
Wszystko dziś raczej obojętne jest mi.
Nie powiem ci że będzie dobrze bez tego się prześpij.
Nie powiem Ci dzisiaj uśmiechnij, nie powiem,
popatrz - uśmiech ciężko dostrzec w załzawionych oczach.*
Popatrzyłam się na moje ręce delikatnie ułożone na strunach instrumentu. Te wszystkie myśli, wspomnienia i słowa, które zostały wypowiedziane na wiatr. W tym momencie nie byłam już w tym pokoju. Przed oczami przelatywało mi mnóstwo obrazów. Wszystkie jakby na wyciągnięcie ręki, ale gdy tylko próbowałam je dotknąć od razu rozpływały się jak mgła. Przyjrzałam się dokładniej każdemu z nich. Uśmiechnięte twarze, iskierki w oczach i ot tak nagle to wszystko znika. Teraz przede mną widnieje obraz rozpaczy. Łzy, smutek i ból, który tak łatwo odczuć. Odsunęłam się do tyłu. Nie chciałam do tego wracać. Przede mną pojawiła się kolejna scenka. Tępo patrzyłam się w zapłakane oczy czternastolatka. Ostatni uścisk, ostatni pocałunek, ostatnie Kocham cię siostrzyczko. Z ust wyrwał mi się stłumiony krzyk, upadłam na kolana, a słone krople samowolnie spływały mi po policzkach.
-Kuba.- szepnęłam. Schowałam się w kąt pokoju i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej obejmując je rękoma. Na swojej dłoni poczułam delikatny dotyk. Odskoczyłam gwałtownie i niepewnie spojrzałam na osobę stojącą przede mną. Wstałam ostrożnie z podłogi i przylgnęłam do ciała chłopaka obdarowując go całusem w policzek.- Tęskniłam braciszku, tak bardzo za tobą tęskniłam. Przepraszam, że ci nie pomogłam, powinnam, ale tak bardzo się bałam. Nawet nie wiesz jak tam było strasznie. Tak ciemno... było tak strasznie ciemno.- płakałam w jego koszulkę, doszczętnie ją mocząc. Byłam taka szczęśliwa. On znowu tutaj jest. Przez głowę przebiegła mi tylko jedna myśl. Co on tutaj robi? Spojrzałam ponownie na jego twarz. Oddaliłam się błyskawicznie od ciepłego ciała bruneta. Wybiegłam z płaczem z pomieszczenia kierując się do drzwi wyjściowych.
-Victoria gdzie idziesz.- za sobą usłyszałam wesoły głos blondyna. Podskoczyłam ze strachu odwracając się do niego przodem. Jego mina od razu zrzedła.- Co się stało?- podszedł do mnie powoli, ale z każdym jego krokiem do przodu ja cofałam się o dwa do tyłu. Ręką próbowałam odnaleźć klamkę. W mojej głowie królowała tylko jedna prośba. Wypuście mnie z tond! W końcu się udało. Chwytając w rękę tylko moją torbę wybiegłam z domu. Bez celu przemierzałam kolejne ulice. Może nie do końca, chciałam pozbyć się z siebie całego strachu, bólu, tęsknoty i poczucia winy.
Od godziny próbuję już zapomnieć o tym wszystkim co się stało kiedyś, ale nie mogę. Gdybym miała zapomnieć o tym wszystkim zapomniała bym o rodzicach, Kubie i choć tak bardzo bolesnych w tym momencie to i tak szczęśliwych chwil spędzonych przy boku Max'a. Pojedyncza łza mimowolnie spłynęła mi po policzku. Nie miałam już siły jej zetrzeć. Każdy mój krok sprawiał mi już ogromny ból, ale szłam dalej. Sama nie wiedziałam już dlaczego, ale po prostu czułam, że tak musi być. Nagle usłyszałam szybkie kroki w moją stronę. Gwałtownie obróciłam się za siebie, a widok jaki doznałam sprawił, że całe zmęczenie, ból i mocny uścisk w dolnej części brzucha od razu znikły. Zaczęłam biec przed siebie co chwilę potrącając jakiegoś przechodnia. Strach, który mnie ogarnął dodawał mi dodatkową motywację na ucieczkę. Jak oni mnie tutaj znaleźli? Przecież Londyn jest tak strasznie duży. Przez tą całą akcje z poznaniem chłopców kompletnie zapomniałam o tym, że tak na prawdę nie jestem jeszcze bezpieczna. To, że im uciekłam nie znaczy, że zostawią tą sprawę w spokoju.
Skręciłam w drugą uliczkę z myślą, że uda mi się ich zgubić. Nie przerywając biegu obejrzałam się za siebie. Niestety, nadal biegli za mną, jedyne co się zmieniło to to, że byli coraz bliżej. Przyśpieszyłam tym samym skręcając w alejkę prowadzącą do parku. Jak na złość nikogo w nim dzisiaj nie było. Kolejny raz obejrzałam się za siebie. Nie było ich. Za mną rozciągała się długa ścieżka, lecz była pusta. Może ich zgubiłam? A może po prostu dali mi spokój? Przystanęłam gwałtownie i z trudem łapałam powietrze. Nagle usłyszałam za sobą szelest. Wyprostowałam się i ruszyłam przed siebie. Nie byłam w stanie już biec więc musiał wystarczyć mi chód.
-A więc tutaj jesteś...- usłyszałam ochrypły, męski głos i towarzyszący mu śmiech drugiej postaci. Momentalnie przyspieszyłam nie zwracając już uwagi na mocny uścisk w klatce piersiowej. Gęsta mgła zasłoniła mi oczy. Nie! Nie mogę teraz płakać. Skręciłam w drogę wyprowadzającą z parku. Biegłam opustoszałą ulicą próbując dotrzeć pod odpowiedni adres.
-Victoria?- usłyszałam krzyk znajomego głosu. Podbiegłam do postaci i nie zwracając na nic uwagi wtuliłam się w niego. Nie mogłam utrzymać dłużej emocji, łzy spadały mi wodospadami mocząc koszulkę chłopaka. Oderwałam się od niego i spojrzałam na oprawców, którzy właśnie się oddalali.
-Vici? Kto to był?- spytał niepewnie.
-Ja... no bo... i w tedy... oni... no i później ty... a ja chciałam uciec...- zaczęłam się jąkać próbując opisać daną sytuację.
-Ciii... już dobrze, już wszystko dobrze...- przytulił mnie do siebie i szeptał na ucho delikatnie głaskając po plecach. Mój oddech powoli zaczął się uspokajać. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się w domu. Bałam się reakcji reszty, ale wiedziałam, że to jest nieuniknione. Mój wybawiciel, tak, mogę go tak nazywać, bo gdyby nie on pewnie nadal biegała bym bez skutku błądząc za odpowiednim adresem. Spojrzałam w jego przejęte tęczówki. Nie musiał nic mówić, w nich widziałam wszystko. Strach, troskę i złość.
-Dziękuję Zayn.- szepnęłam i wtuliłam się w ciepłe ciało Mulata. Kolejne łzy ujrzały światło dzienne, ale tym razem były to łzy szczęścia. Tak, głupia sytuacja, gonią mnie jacyś psychole i gdyby nie Zayn to nie mam pojęcia co by się stało, ale ja się cieszę, że jednak chłopak tam był i mi pomógł. Spojrzałam kolejny raz na niego po czym ze spuszczoną głową pobiegłam do 'swojego' pokoju.
_________________________________________________________________________________
* Tałi- ,,To nie koniec/ This is not the end'' Wow! Sama jestem pod wrażeniem ^^
Tak, skromna ja xd
Sprawy trochę się skomplikowały. Mogę wam już zdradzić, że główna bohaterka zamknie się w sobie. Jak myślicie, kto pomoże jej wyjść z ukrycia?
Ja wiem :)))
Do zobaczenia w następnym rozdziale kociaki.
Aaaa! Zapomniała bym! Pod poprzednim postem nie było w ogóle komków więc się smutam. Mam prośbę. Czy każdy z was mógłby zostawić po sobie chociaż mały komentarz? Może to być jedno słowo, po prostu chcę wiedzieć ile was tutaj jest i tyle.
Koffam Natt :*
-Kuba.- szepnęłam. Schowałam się w kąt pokoju i przyciągnęłam kolana do klatki piersiowej obejmując je rękoma. Na swojej dłoni poczułam delikatny dotyk. Odskoczyłam gwałtownie i niepewnie spojrzałam na osobę stojącą przede mną. Wstałam ostrożnie z podłogi i przylgnęłam do ciała chłopaka obdarowując go całusem w policzek.- Tęskniłam braciszku, tak bardzo za tobą tęskniłam. Przepraszam, że ci nie pomogłam, powinnam, ale tak bardzo się bałam. Nawet nie wiesz jak tam było strasznie. Tak ciemno... było tak strasznie ciemno.- płakałam w jego koszulkę, doszczętnie ją mocząc. Byłam taka szczęśliwa. On znowu tutaj jest. Przez głowę przebiegła mi tylko jedna myśl. Co on tutaj robi? Spojrzałam ponownie na jego twarz. Oddaliłam się błyskawicznie od ciepłego ciała bruneta. Wybiegłam z płaczem z pomieszczenia kierując się do drzwi wyjściowych.
-Victoria gdzie idziesz.- za sobą usłyszałam wesoły głos blondyna. Podskoczyłam ze strachu odwracając się do niego przodem. Jego mina od razu zrzedła.- Co się stało?- podszedł do mnie powoli, ale z każdym jego krokiem do przodu ja cofałam się o dwa do tyłu. Ręką próbowałam odnaleźć klamkę. W mojej głowie królowała tylko jedna prośba. Wypuście mnie z tond! W końcu się udało. Chwytając w rękę tylko moją torbę wybiegłam z domu. Bez celu przemierzałam kolejne ulice. Może nie do końca, chciałam pozbyć się z siebie całego strachu, bólu, tęsknoty i poczucia winy.
Od godziny próbuję już zapomnieć o tym wszystkim co się stało kiedyś, ale nie mogę. Gdybym miała zapomnieć o tym wszystkim zapomniała bym o rodzicach, Kubie i choć tak bardzo bolesnych w tym momencie to i tak szczęśliwych chwil spędzonych przy boku Max'a. Pojedyncza łza mimowolnie spłynęła mi po policzku. Nie miałam już siły jej zetrzeć. Każdy mój krok sprawiał mi już ogromny ból, ale szłam dalej. Sama nie wiedziałam już dlaczego, ale po prostu czułam, że tak musi być. Nagle usłyszałam szybkie kroki w moją stronę. Gwałtownie obróciłam się za siebie, a widok jaki doznałam sprawił, że całe zmęczenie, ból i mocny uścisk w dolnej części brzucha od razu znikły. Zaczęłam biec przed siebie co chwilę potrącając jakiegoś przechodnia. Strach, który mnie ogarnął dodawał mi dodatkową motywację na ucieczkę. Jak oni mnie tutaj znaleźli? Przecież Londyn jest tak strasznie duży. Przez tą całą akcje z poznaniem chłopców kompletnie zapomniałam o tym, że tak na prawdę nie jestem jeszcze bezpieczna. To, że im uciekłam nie znaczy, że zostawią tą sprawę w spokoju.
Skręciłam w drugą uliczkę z myślą, że uda mi się ich zgubić. Nie przerywając biegu obejrzałam się za siebie. Niestety, nadal biegli za mną, jedyne co się zmieniło to to, że byli coraz bliżej. Przyśpieszyłam tym samym skręcając w alejkę prowadzącą do parku. Jak na złość nikogo w nim dzisiaj nie było. Kolejny raz obejrzałam się za siebie. Nie było ich. Za mną rozciągała się długa ścieżka, lecz była pusta. Może ich zgubiłam? A może po prostu dali mi spokój? Przystanęłam gwałtownie i z trudem łapałam powietrze. Nagle usłyszałam za sobą szelest. Wyprostowałam się i ruszyłam przed siebie. Nie byłam w stanie już biec więc musiał wystarczyć mi chód.
-A więc tutaj jesteś...- usłyszałam ochrypły, męski głos i towarzyszący mu śmiech drugiej postaci. Momentalnie przyspieszyłam nie zwracając już uwagi na mocny uścisk w klatce piersiowej. Gęsta mgła zasłoniła mi oczy. Nie! Nie mogę teraz płakać. Skręciłam w drogę wyprowadzającą z parku. Biegłam opustoszałą ulicą próbując dotrzeć pod odpowiedni adres.
-Victoria?- usłyszałam krzyk znajomego głosu. Podbiegłam do postaci i nie zwracając na nic uwagi wtuliłam się w niego. Nie mogłam utrzymać dłużej emocji, łzy spadały mi wodospadami mocząc koszulkę chłopaka. Oderwałam się od niego i spojrzałam na oprawców, którzy właśnie się oddalali.
-Vici? Kto to był?- spytał niepewnie.
-Ja... no bo... i w tedy... oni... no i później ty... a ja chciałam uciec...- zaczęłam się jąkać próbując opisać daną sytuację.
-Ciii... już dobrze, już wszystko dobrze...- przytulił mnie do siebie i szeptał na ucho delikatnie głaskając po plecach. Mój oddech powoli zaczął się uspokajać. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się w domu. Bałam się reakcji reszty, ale wiedziałam, że to jest nieuniknione. Mój wybawiciel, tak, mogę go tak nazywać, bo gdyby nie on pewnie nadal biegała bym bez skutku błądząc za odpowiednim adresem. Spojrzałam w jego przejęte tęczówki. Nie musiał nic mówić, w nich widziałam wszystko. Strach, troskę i złość.
-Dziękuję Zayn.- szepnęłam i wtuliłam się w ciepłe ciało Mulata. Kolejne łzy ujrzały światło dzienne, ale tym razem były to łzy szczęścia. Tak, głupia sytuacja, gonią mnie jacyś psychole i gdyby nie Zayn to nie mam pojęcia co by się stało, ale ja się cieszę, że jednak chłopak tam był i mi pomógł. Spojrzałam kolejny raz na niego po czym ze spuszczoną głową pobiegłam do 'swojego' pokoju.
_________________________________________________________________________________
* Tałi- ,,To nie koniec/ This is not the end'' Wow! Sama jestem pod wrażeniem ^^
Tak, skromna ja xd
Sprawy trochę się skomplikowały. Mogę wam już zdradzić, że główna bohaterka zamknie się w sobie. Jak myślicie, kto pomoże jej wyjść z ukrycia?
Ja wiem :)))
Do zobaczenia w następnym rozdziale kociaki.
Aaaa! Zapomniała bym! Pod poprzednim postem nie było w ogóle komków więc się smutam. Mam prośbę. Czy każdy z was mógłby zostawić po sobie chociaż mały komentarz? Może to być jedno słowo, po prostu chcę wiedzieć ile was tutaj jest i tyle.
Koffam Natt :*